poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Quo vadis? (polska motoryzacjo)

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Wielu zastanawia się, czy motoryzację w Polsce czeka jakakolwiek przyszłość. Również i ja postanowiłem podjąć ten temat. Zastanawiam się tu tylko nad dwoma sprawami z tego szerokiego zagadnienia.

Jaka dalej będzie polska motoryzacja? Czy w ogóle jakaś będzie? Jakaś – na pewno, bo przecież robimy Fiata i Forda Ka. Mamy też Opla, silniki Toyoty. Robimy też świetne autobusy Solaris. Moje rozważania dotyczą innych kwestii. Pierwsza to produkcja motocykli, drugą zaś są zakłady FSO.

Jeżeli chodzi o motory, to warto pamiętać, że w połowie XX wieku byliśmy ich największym producentem na świecie. No właśnie, byliśmy... Skończyło się to, jeden z zakładów przerobiono na fabrykę cystern kolejowych, a w innych nie było pieniędzy na rozwój i wdrażanie nowych produktów. Jak zwykle chodziło o kasę, która w biznesie potrzebna jest jak roślinom woda – to oczywiste. Za brakiem finansowania dla nowych projektów poszło to, że nasze produkty stały się przestarzałe i zostały wyparte najpierw przez produkcję czeską i niemiecką (Jawa, Cezet, MZ), a później przez Japończyków.

Ostatnio jednak coś się zmienia. Pod marką (i logiem – super!) Junak, znowu powstają motocykle. Jest i choper i motor nieco bardziej sportowy. Zachęcam do obejrzenia tych jednośladów na stronie producenta. Są naprawdę ładne, choć niezbyt mocne. Ale OK., poczekajmy. Jeżeli te będą się sprzedawać, to może pojawi się coś większego. Jeśli chodzi o sprzedaż, to mam nadzieję, że będzie, bo motorki są niczego sobie, no i ta cena...

Pamiętać należy, że jednoślady w dobrych cenach sprzedaje też od kilku lat Romet. Nie wiem jakie mają wyniki finansowe, ale oferta jest dosyć bogata, a ich produkty widzę na ulicach, więc chyba jakoś idzie. Zwracam uwagę czytelników na skuter w stylu retro tejże firmy. To naprawdę ładny pojazd. No, może Vespą to on na razie nie jest, ale za to cenę ma kilkukrotnie niższą. Tak więc w temacie jednośladów coś się dzieje. I bardzo dobrze!

Co zatem z FSO? Obejrzałem ostatnio dwa programy o tej fabryce. Występujący w nich ludzie twierdzą, że jest to jedyna fabryka na świecie, która jest wolna, dobrze wyposażona i gotowa do przyjęcia produkcji każdego samochodu osobowego, którego długość nie przekracza 4,8 metra. Jest to ograniczenie wynikające z wielkości (podobno bardzo nowoczesnej) lakierni. Wierzę im, bo nie mam żadnego powodu, by nie wierzyć. Toczą się aktualnie rozmowy z potencjalnymi partnerami strategicznymi, ale... No właśnie – widzę tu pewne „ale”. Otóż uważam, że jest jeden problem, a jest nim polskie prawo pracy. Postawcie się drodzy czytelnicy w roli inwestora. Jaki jest sens wejść teraz do tego zakładu i borykać się z istniejącymi związkami zawodowymi, nie mieć możliwości zwolnień itp. Czyż nie lepiej poczekać na zamknięcie fabryki? Ja bym tak właśnie zrobił. Nie jest wszak tajemnicą, że koncerny bardziej wolą zatrudniać, niż zwalniać.

Tak więc uważam, że do FSO inwestor w końcu wejdzie. Będzie to zapewne ktoś ze wschodu, bo im chyba najbardziej zależy na produkcji w Europie. Nie martwiłbym się tym, bo dalekowschodni producenci rozwijają się szybko, więc i nowoczesne technologie niebawem pojawią się i na Żeraniu. Nie stanie się to jednak według mnie ani za miesiąc, ani za pół roku. Jeśli nasi rządzący chcieliby ten proces przyspieszyć, to muszą szybko wszystkich zwolnić, wówczas FSO stanie się dużo bardziej atrakcyjne. A co z ludźmi? Większość z nich zostanie zapewne zatrudniona ponownie – to w końcu fachowcy. To może być duży tzw. „koszt społeczny”, ale bez niego obecna sytuacja będzie się tylko przedłużać. Warto to brać pod uwagę, jeśli chcemy, by na żerańskich parkingach znowu stały lśniące, gotowe do sprzedaży auta.

No dobrze, ale jest jeszcze druga (albo i trzecia) strona medalu. Produkcja, zatrudnienie, wykorzystanie mocy – to rzeczy bardzo ważne, ale czy najważniejsze? Wydaje mi się, że jest coś jeszcze bardziej istotnego. Chodzi mi mianowicie o wykorzystanie w przemyśle motoryzacyjnym naszego potencjału intelektualnego, czyli branie udziału w projektowaniu i rozwoju produktów. Czy taki potencja w ogóle mamy? Jestem przekonany, że tak. Przecież nasi projektanci pracują w Jaguarze, czy BMW. Choć większość chciałaby zapewne widzieć jako partnera Forda, Renault, czy volkswagena, to sądzę, że to w przypadku np. chińskich firm byłaby szansa na stworzenie jakiegoś centrum projektowego. Spójrzmy na Volvo. Chińscy właściciele pozostawili projektowanie w Europie.

Myślę, że to właśnie promowanie jakiejś formy udziału intelektualnego w „polskiej” motoryzacji powinno być priorytetowe. Ale, czy oprócz mnie ktoś jeszcze tak myśli?

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 24 kwietnia 2011

Jaką automapę kupić?

Kiedy wybieramy się w podróż bardzo często okazuje się, że najważniejszym elementem naszego samochodu jest ... automapa. Bez często po prostu niej nie trafimy na miejsce.

Niejedna samochodowa wycieczka z towarzystwie niezbyt dokładnej automapy skończyła się konkluzją... że lepiej było skorzystać z innego środku transportu - choćby tak zawodnego jak pkp.

Dobra automapa - czy to europy, czy europy, bo zakres planów nawigacyjnych nie am w tym wypadku większego znaczenia - powinna spełniać kilka warunków. Dzięki temu, możemy mieć pewność, że zawsze sprawnie i szybko dotrzemy do celu.

Przede wszystkim liczy się oczywiście stopień pokrycia sieci dróg. Jeżeli poruszamy się głównie po kraju nie powinniśmy mieć problemu z doborem odpowiedniego oprogramowania - praktycznie każda automapa Polski oferuje nam odzwierciedlenie tras na poziomie ponad 90%, choć normą jest oczywiście 100%. Niestety żadna mapa samchodowa GPS nie zapewni nam tego samego samego na poziomie całej Europy. Dlatego przed zakupem warto sprawdzić, dla jakich krajów nasza automapa Europy ma najwięcej szczegółowych danych. Na dobrą sprawę niewiele osób potrzebuje dokładnej siatki dróg w Albanii, ale już konkretne dane o Niemczech czy Włoszech mogą się przydać.

Druga istotną sprawą jest częstotliwość aktualizacji - tylko najnowsza automapa zapewni nam pewność, że pojedziemy dobrą drogą. W praktyce warto więc postawić an mapy do których możemy wykupić usługę codziennej aktualizacji. Jeżeli producent oferuje możliwość dokupienia dodatków aktualizacyjnych nam na przykład raz na pół roku, to może okazać się, że nasza mapa jest nieaktualna nawet od 12 miesięcy.

Kiedy już znajdziemy kilka map, które zapewnia nam aktualne i porządnie przygotowane plany warto zobaczyć jakie "gadżety" oferują poszczególne automapy. Dużym ułatwieniem w codziennym życiu jest na przykład funkcja obliczania czasu dojazdu - automapa pobiera automatycznie dane o korkach na drogach i (uwzględniając zarówno korki jak i odległość) wyznacza trasę, którą najszybciej dotrzemy an miejsce. Jeżeli dużo jeździmy za granicą - przydatna będzie automapa Europy z rozbudowaną bazą poi. Ale warto samemu sprawdzić jakie dodatkowe funkcjonalności mogą nam się przydać.

--
Stopka


Artykuł pochodzi z serwisu artykuly.com.pl - Twojego źródła artykułów do przedruku.

Technika jazdy motocyklem.

Autorem artykułu jest Wojciech S.



Co zrobić, jeśli tak troszeczkę poniesie nas fantazja, przekroczymy motocyklem 60 km/h i znajdziemy się w podobnej jak wymieniona poniżej sytuacja? Właściwa decyzja to połowa sukcesu, należy podjąć ją w odpowiednim miejscu i najkrótszym możliwym czasie...

Oto często spotykana w naszych miastach sytuacja drogowa rodząca wzajemne antagonizmy między kierowcami samochodów i motocykli. Wyobraźmy sobie szeroką, długą ulicę w mieście X, po której powoli ( 50 km/h) porusza się środkiem pasa samochód osobowy. Jego kierowca jednocześnie z naciśnięciem pedału hamulca włącza lewy kierunkowskaz spogląda pobieżnie w lusterko wsteczne i stwierdzając, że nikt go nie wyprzedza dokonuje skrętu w lewo, w wąską osiedlową dróżkę.

emotocykl

Tymczasem z tyłu, w odległości około 150 m jadę – ja, motocyklista doskonały. Z wygospodarowanego od żony wolnego czasu zostały jeszcze dwa kwadranse, a dopiero teraz naprawdę rozgrzałem się jazdą. Mój, przecinak pasuje do mnie jak dobrze skrojony garnitur, więc mija tylko chwila i mam 140 km na szafie. ( na drodze z pierwszeństwem przejazdu ). Ominięcie zaparkowanej zawalidrogi nie wzbudza mojej specjalnej czujności, przecież to częsty i banalny manewr. To nic, że prędkość wymusza odpowiednio długi skręt, mam przecież wolny czterometrowy lewy pas. Należy tylko wcześniej złożyć się, precyzyjnie ustawić maszynę obok osi jezdni i łyknąć gościa jak pelikan rybkę. Właśnie poprawiam na szyi apaszkę, gdy łapie mnie przeraźliwy skurcz gardła. Rety!!! Błysk stopów samochodu wzmaga to uczucie, którym najchętniej obdarowałbym policjanta drogówki.

Ten czub skręci w lewo ! Drążąca w głowie myśl, dodatkowo opóźnia podjęcie ratunkowej decyzji. Czyżby trafił się ślepy ? “Idiota” i nie widział motocyklowego światła w lusterku? Z żołądkiem pod gardłem wykonuję alarmowe hamowanie, posługując się przednim i tylnym kołem, a gdyby jeszcze można było, to zaprzęgłbym do tego zelówkę buta. Zjeżone pod kaskiem włosy wyprostowały się do reszty, a do uszu dobiega charakterystyczny wizg opon, dowodząc, jak mi się zdaje, że więcej się już nie da.

motocykl

Resztę uwagi skupiam na analizie odległości pomiędzy samochodem potencjalnego mojego mordercy, a drogą, w którą pragnie skręcić. Byłem już kilka razy w podobnej sytuacji i czuję, że nie zdążę wyhamować! Pozostaje mi 40 metrów i ze sześć dych za dużo na szafie ! Pobranie gościa z lewej strony nie wygląda zachęcająco, gdyż on mnie nie widzi i zapewne dokończy manewr. Zatarasuje wtedy cały pas ruchu, motocykl wpadnie do kabiny niby dodatkowy pasażer, a ja prawdopodobnie pofrunę dalej zawadzając tylko udami o słupek dachu. Ale wizja ! Wrrrr?

Za duże ryzyko, błyskawicznie rozważam. Jakiś niezbadany głos szepcze do ucha: Z prawej, omiń z prawej… Oczywiście istnieje jeszcze szansa, że zdąży wjechać i w miejscu potencjalnego zderzenia zastanę pustą po pojeździe lukę. Wóz albo przewóz, myślę puszczając heble (dla odzyskania właściwości skrętnych) i kładę sprzęta w prawo. Jak dobrze, że tę zasłyszaną u Artura Stolla w sklepie sztuczkę z hamulcami zdążyłem rano przetrenować na parkingu. Dosłownie o milimetr wcześniej ten ślepy zawalidroga za kółkiem przejechał dalej. Uff! Udało się. Teraz adrenalina trzyma jak najlepszy narkotyk, mógłbym chyba wyrwać drzewo z korzeniami. A może by tak teraz zawrócić i dokonać zemsty na i tak niepotrzebnym przecież jego bocznym lusterku?

Przez kilka kolejnych przecznic jadę jakby nieobecny duchem rozmyślając dalej: Jednak jestem kapitalnym jeźdźcem, bo inny nie uratowałby się z opresji. Nawet Max Biaggi pewnie nie dałby rady, przecież oni tam na tych torach tylko kręcą się bez sensu w kółko. Mają wszystko jak małpy wytrenowane i do tego najlepsze motocykle świata. Tutaj to była akcja ! Jak opowiem, to kumple nie uwierzą.

Sądzę, że każdy z nas mógłby w tym krótkim opowiadaniu odnaleźć psychologiczną cząstkę siebie. Analizując powyższą sytuację zastanawiam się, kto byłby sprawcą zaistnienia ewentualnego wypadku. Policjant z pewnością winą obarczyłby naszego niedoszłego Kocińskiego i w gruncie rzeczy miałby racje. Mało istotnymi stają się tu dywagacje i spory natury prawnej. Cóż za różnica, komu wlepią mandat i kiedy uprzątną potłuczone szkła oraz rozlany olej z jezdni? Kark niestety nadstawiamy my, ściganci. Często jesteśmy zarozumiali, zbyt pewni własnych umiejętności, niepokorni, ślepi. Ktoś mądry powiedział kiedyś, wskazując cmentarną alejkę: Tam leżą ci, co mieli pierwszeństwo przejazdu – Coś w tym jest.

Nie ulega wątpliwości, że miasto z asfaltami jak po klęsce żywiołowej, z mizernie wyszkolonymi kierowcami aut etc. to nie najlepsze środowisko dla popisowej jazdy na motocyklu sportowym. Sądzę, że pewnych rzeczy nie da się ze sobą pogodzić, a kto chce nadmiernie ryzykować, może szybko wyczerpać swój zapas szczęścia. Benzyna i woda nie mieszają się przecież. Nasuwa się takie porównanie z gościem, który chce wnieść skuter wodny na basen kąpielowy, solennie przy tym obiecując, że nikomu z pływających nie zrobi krzywdy?

skuter

Ale co zrobić, jeśli już tak troszeczkę poniesie nas fantazja, przekroczymy owe 60 km/h i znajdziemy się w podobnej jak wymieniona na wstępie sytuacja? Właściwa decyzja to połowa sukcesu, należy podjąć ją w odpowiednim miejscu i w najkrótszym czasie. Powyższy schemat jest pewnym uproszczeniem i nie zawiera wielu mających wpływ na skuteczność decyzji czynników jak:

umiejętności kierowcy (różny czas reakcji 0,3-0,9 sekundy,doświadczenie, predyspozycje psychiczne, spożyty alkohol, zmęczenie, wiek itp.) rodzaj motocykla, (stan techniczny, rodzaj opon i stan ich rozgrzania) prędkości pojazdów, ilość i ” jakości” innych użytkowników drogi, porowatość, czystość, pofałdowanie nawierzchni, zachowanie kierowców w chwili poprzedzającej incydent, widoczność, przezroczystość szybki w kasku...

motocykl

Uważam, iż dawanie innym rad dotyczących zachowania na drogach (szczególnie w ekstremalnych sytuacjach) jest trudne, gdyż właściwa decyzja zależy od niezliczonej liczby wzajemnie przeciwstawnych czynników. Zachowanie, które jeszcze przed chwilą było właściwe, po 20 metrach może okazać się tragiczne w skutkach. Kierującemu potrzebny jest wtedy nie tylko błyskawiczny zmysł, ale i pozbawione tłuszczu sprawne fizycznie ciało, aby wykonać ratunkowy plan.

Tymczasem jeździć trzeba, bo motocyklowy wirus zżera do szpiku kości, że aż boli. Dlatego pamiętajmy, że im mocniej odkręca się gaz, tym bardziej należy tracić zaufanie do wszystkiego, co się rusza po drogach i poboczach. Pracujmy nad płynnością własnych reakcji, wystrzegając się jak ognia paniki, niekontrolowanego użycia dźwigni oraz raptownych szarpnięć kierownicą. Myślmy, przewidując za innych i pamiętając, że na hamowanie zawsze potrzeba jest i o wiele więcej miejsca niż na ominięcie.

Jeśli jakiś pojazd jedzie podejrzanie wolno, przyjmijmy hipotezę, że chce gdzieś skręcić i nie jest ważne czy ma i czy włączył kierunkowskaz. Warto zaobserwować gdzie patrzy kierowca, może szuka księgarni lub apteki, może gada przez komórkę lub wypatruje bocznej ulicy. Jeśli istnieje droga w lewo to znienacka w nią skręci i lepiej 10 razy wyprzedzania zaniechać, niż raz się pospieszyć. Moim zdaniem ulice przypominają czasem polowanie w dżungli, z tym tylko, że zwierzyną łowną jesteśmy my.

Pozdrawiam Wojciech Sławiński

---

www.emotocykl.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 19 kwietnia 2011

"Indianie" i inni

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Gdy dziś mówimy o otocyklach mamy na myśli głównie produkty japońskie. Nie zawsze jednak tak było. Przedstwawiam kilka motorów, które japońskie nie są, a o których warto pamiętać.

Świat motoryzacji to nie tylko samochody. To również motocykle, czyli pojazdy, które jak chyba żadne inne kojarzą się z wolnością.

Chciałbym przedstawić tu kilka naprawdę pięknych (moim zdaniem) maszyn. Są to pojazdy już historyczne, ale niektóre mają nadal swoich potomków, chlubnie noszących te same nazwy. Inne (Indiany) stanowią już jedynie historię. Może jeszcze ktoś wskrzesi tą markę, niepomny na to, że ostatnia taka próba zakończyła się niezbyt szczęśliwie. Polecam odnaleźć w sieci zdjęcia tych pojazdów. Jest na co popatrzeć.

A zatem pierwszy z moich wybrańców: Indian Scout. Zaprojektował go Charles B. Franklin, a jego dzieło odniosło wielki sukces w USA zaraz po tym, jak pierwsze egzemplarze z silnikiem o pojemności 615 cm sześciennych opuściły fabrykę w roku 1919. Silnik tego modelu był V-ką w układzie 42 stopnie. Posiadał moc 11 KM i rozpędzał się do 97 km/h. Scout był produkowany do roku 1934, a ostatnie egzemplarze nosiły nazwę Indian Sport Scout. Miały już moc 22 KM i pędziły nawet 129 km/h. Obejrzyjcie modele z końca produkcji. To prawdziwe piękności. Scout posiadał miejsce tylko dla kierowcy. Obejrzyjcie go i sami powiedzcie, czyż nie tak powinien wyglądać pomnik wolności?

Przeskakujemy teraz do roku 1959, gdy powstał motor, którego legenda trwa do dziś. Oto Triumph Bonneville. Już w tamtym czasie Johny Allen na stuningowanym “Bonnie” osiągnął prędkość 344 km/h. Popatrzcie na niego, a jeśli macie już „kilka” lat na karku, to ten kształt przypomni Wam, jak wygląda prawdziwy motor. Piękne jest to, że Bonneville jest nadal produkowany. Trochę się zmienił i urósł, ale jest nadal kwintesencją motocykla. Wart toż dodać, że Hugh Laurie, czyli serialowy dr House w życiu prywatnym jeździ właśnie na Bonnie. I oby ta legenda trwała nadal.

Zerknijcie teraz na Moto Guzzi V7 Sport z 1973 roku. Znajdźcie go koniecznie w niezwykłym cytrynowo-zielonym kolorze. Motor ma nietypowy, bo umieszczony poprzecznie silnik V o koncie rozwarcia 90 stopni. Ten piękny kolor można dostać również obecnie w modelu V7 Cafe Racer, któremu w tym roku zmieniono nazwę na V7 Cafe Classic, ponieważ powstał V7 Racer. Nad zakupem Cafe Classic zastanawia się niżej podpisany... A może V7 Classic? Albo Racer? Trudny wybór.

Obecny V7 Cafe Classic ma tak samo poprzecznie ustawiony silnik i swoim wyglądem czerpie pełnymi garściami z powojennej włoskiej historii motocykli. A były to czasy, gdy młodzi ludzie w Italii dysponowali jedynie starymi i słabymi motorami. By ścigać się między knajpkami dokonywali drobnych przeróbek, takich jakie potrafili wykonać i na jakie było ich stać Obniżali np. kierownicę, by uzyskać za nią bardziej sportową sylwetkę. I taki jest też współczesny V7 Cafe Classic. Nie poraża ani technologią, ani mocą. Jego wygląd jest być może nieco anachroniczny, ale jest piękny i chyba przede wszystkim taki powinien być włoski motocykl.

Nie sposób napisać o wszystkich ślicznotkach, ale dla tych, którzy chcieliby obejrzeć kilka cudów motoryzacji wymieniam poniżej kilku moich faworytów. Oto oni: Indian Powerplus z 1936 r., Indian Four z lat czterdziestych, Harley – Davidson WL 45, Harley – davidson Sportster z 1957, Harley – Davidson Duo Glide z 1958 roku, Honda CBX 1000 z 1978 – spójrzcie na ten silnik!

Nie chcę powiedzieć, że teraz nie ma pięknych motorów, bo są! I to dużo! Ale te nowe obejrzycie w katalogach i na ulicach. O tych, które wymieniłem warto nadal pamiętać, bo w jakimś stopniu są odpowiedzialne za wygląd obecnych.

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 17 kwietnia 2011

Za kratkami

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Skończyło się (na razie) montowanie kratek w samochodach. Idea była sama z siebie koślawa, ale obecnie nie ma żadbej nowej. Musimy więc poczekać, co teraz "spłodzą" nasi rządzący. Poniżej podaję gotowe rozwiązanie problemu.

W naszym kraju często bywa tak, że jakieś rodzaje działalności gospodarczej są bardziej uprzywilejowane. Na przykład z jakiegoś powodu większość taksówkarzy jest na tzw. karcie podatkowej. Podobnie fryzjerzy. Tak się składa, że w swojej pracy spotykam się często z różnymi przedsiębiorcami. Biorąc pod uwagę zarobki fryzjerów uważam, że lżejsze traktowanie ich od strony podatków nie jest uzasadnione. Podobnie z ludźmi zajmującymi się budowlanką i wykończeniem wnętrz. To samo przekłada się też na kwestie motoryzacyjne. Teraz wprawdzie stosowanie kratek jest zawieszone i nasz rząd ma czas znaleźć lepsze rozwiązanie. W związku z poszukiwaniem tego „świętego grala” rozliczeń podatkowych zostaną zatrudnieni eksperci i w ogóle pójdzie na to kupę kasy. Otóż nie ma potrzeby, gotowe rozwiązanie podam poniżej.

Do tej pory było tak, że jeśli byłeś np. budowlańcem i kupiłeś sobie dostawczaka, to odliczyłeś pełen VAT. Jeśli natomiast byłeś, dajmy na to, doradcą finansowym, to nasza władza z jakiegoś powodu uznała, że jesteś przedsiębiorcą gorszej kategorii pozwoliła ci odliczyć maksymalnie 6 tysięcy VAT-u. Do niektórych głów w Warszawie nie chce dotrzeć, że jedni przedsiębiorcy potrzebują samochodów ciężarowych, natomiast dla innych pewną wartością mogłoby być pojechanie na spotkanie z zamożnym klientem elegancką limuzyną lub wielkim SUV-em.

Dlatego też pojawiło się w miastach mnóstwo pickupów, gdyż przedsiębiorca, który chciał mieć ładną terenówkę, mógł z tego typu samochodu odliczyć VAT. Do wielu innych samochodów dało się wstawić kratkę i uczynić z nich fikcyjne ciężarówki. I bardzo dobrze, tylko po co tworzyć takie iluzje, które poprzez swoją całkowitą głupotę powodują zmniejszanie się szacunku do prawa, które zaczyna być postrzegane jako głupie, niekompletne i niesprawiedliwe. Tak właśnie! Niesprawiedliwe! Nic ustawodawcy do tego (moim zdaniem), jakiego samochodu potrzebuje przedsiębiorca do wykonywania swojego zawodu. Ludzie są różni i ich zajęcia również. Jedni potrzebują do pracy wywrotki, innym najlepiej sprawdziłoby się Porsche 911.

Tak więc drogi Panie Ustawodawco, proszę, by traktować nas sprawiedliwie i pozwolić wszystkim przedsiębiorcom odliczyć VAT od samochodu firmowego.

Oto gotowe rozwiązanie, do zastosowania od razu. Nie trzeba wydawać tych milionów na specjalistów.

Można za nie naprawić kilka kilometrów dróg!

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 14 kwietnia 2011

Kłopoty z ogrzewaniem tylnej szyby

Autorem artykułu jest Hubert Pieszak



Gdy zdarzy się awaria, można naprawiać układ ogrzewania tynej szyby samodzielnie. Jednak zwykle lepiej zostawić to fachowcom, którzy się na tym znają.

Latem ogrzewanie tylnej szyby nie jest potrzebne. Jesienią, gdy pojawiają się pierwsze przymrozki, ogrzewanie tylnej szyby jest bardzo pomocne. Wtedy najczęściej zauważamy problemy ukladu. Po latach użytkowania samochodu widać ścieżki, które nie grzeją w ogóle bądź nagrzewają się nierówno. Nie należy tego ignorować, ponieważ takie usterki mogą prowadzić do samoistnego pękania szyby.

Większość kłopotów jest efektem usterek mechanicznych, takich jak przerwane włókna grzewcze, oberwane przyłącza elektryczne czy załamania przewodów. Do uszkodzeń najczęściej dochodzi podczas mycia wewnętrznej strony szyby, na której poprowadzone są ścieżki grzewcze. Łatwo wtedy o zarysowanie włókna lub oderwanie końcówki przyłączy.

Przyczyną uterki może być także starzenie się elementów układu grzewczego. Niektóre elementy układu mogą po latach korodować. Najlepiej wtedy poszukać sprawnej szyby, ponieważ naprawa może okazać się nieopłacalna.

Inaczej jest, gdy występują nietypowe uszkodzenia, jak np. grzanie punktowe. Najczęściej jest to efekt mycia szyby szmatą, w której są drobiny piasku, lub naprawiania ścieżki grzejnej nieodpowiednimi materiałami. Lekceważenie takiej usterki może doprowadzić do pęknięcia szyby.

Sama naprawa układu nie jest skomplikowana. Trudniej jest ustalić, co jest przyczyną awarii oraz miejsce, w którym została przerwana ścieżka. W większości przypadków stosowanie lakierów i klei przewodzących nie przynosi efektów, a może wyrządzić szkody.

---

Hubert Pieszak

Więcej info na moim moto - blogu:

motoryzacjawpigulce.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Światy motoryzacji

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Świat nie jest jednorodny. Ludzie w różnych krajach ubierają się inaczej, jedzą inne potrawy, słuchają innej muzyki. Podobnie jest z motoryzacją: co kraj - to obyczaj.

Świat motoryzacji nie jest jednolity. W jakimś stopniu różni się pomiędzy kontynentami (krajami) pokazując jak w zwierciadle cechy miejsc, w których dane samochody powstają. I tak włoskie samochody są piękne – włosi jak wiadomo słyną z dobrego gustu i zamiłowania do designu. Północna Europa wytwarza samochody świetne technologicznie, ale takie trochę mieszczańskie (czytaj lekko nudne). Japonia, to samochody bezawaryjne i co tu kryć – w większości bardzo nudne. Indyjska motoryzacja jest przede wszystkim tania (wiadomo). Rosjanom w którymś momencie zabrakło pieniędzy na rozwój produktów i to widać. Przyznać jednak trzeba, że to się powoli zmienia. Chiny robią dużo, tanio i póki co marnie, ale to się na pewno zmieni. Afrykańska motoryzacja w zasadzie nie istnieje. Ameryka południowa, to tanie wersje motoryzacji innych krajów, a Ameryka północna, to jak amerykański sen – dużo i z przytupem.

Każdy z tych światów ma swoich zwolenników. Niektórzy są nimi z konieczności, inni z wyboru.

Ja zastanawiam się nad ukłonem w stronę północnej ameryki. Wydaje mi się, że producenci inni, niż amerykańscy zatracili nieco radość projektowania (no może poza Włochami). Bo gzie powstają samochody tak przerysowane jak Ford Mustang, Dodge Charger, Dodge Challenger, Hummer? Nigdzie! Albo weżmy takiego Chryslera 300C. Toż to prawie Rolls-Royce. Owszem, zgadzam się się z tym, że „prawie” robi wielką różnicę. W tym przypadku wystarczy wsiąść do środka i dotknąć materiałów wykończeniowych. W zasadzie jest to bolączka wszystkich amerykańskich producentów. Wynika to zapewne z faktu, że luksus kojarzy się przeciętnemu amerykaninowi jedynie z wielkością. Wpływ mają na to też księgowi. Jednak, poza dniem zakupu, jak często dotykamy plastiku na desce? Żadko, prawie nigdy. Tak więc warto może zastanowić się nad czymś co jest tak radosne, jak nasz resorak z dzieciństwa? Ja uważam, że warto, bo też i ceny są atrakcyjne, a aby były jeszcze lepsze musimy poczekać na spadek wartości dolara.

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 12 kwietnia 2011

Moje hobby: samochody ciężarowe

Autorem artykułu jest Efemeryczna Hybryda



Samochody ciężarowe robią wiele szumu w życiu ludzi - dosłownie i w przenośni. Wiele dyskusji odbywa się na ich temat, mają one rzeszę przeciwników, ale także swoich zagorzałych fanów.

Każdy mógłby powiedzieć dwa słowa jak w codziennym życiu negatywnie wpływają na niego samochody ciężarowe. Jednak czy mają one same wady, czy po prostu nie dostrzegamy, iż w równym stopniu są one pożyteczne? Warto wziąć je pod lupę.

Samochody ciężarowe i ich zalety

Każdy bez większego zastanowienia mógłby powiedzieć w czym przeszkadzają mu samochody ciężarowe. Lecz gdyby nie one, nasze życie byłoby znacznie utrudnione. Przede wszystkim samochody ciężarowe dowożą towary do sklepów, dzięki czemu mamy w nich tak szeroki asortyment. W dobie konsumpcjonizmu jest to chyba ważny dla każdego argument. Mówi się, iż samochody ciężarowe powodują korki i utrudniają ruch na drodze. Gdyby wszystkie te produkty, które są nimi transportowane zaczęto przewozić w inny sposób, dopiero wtedy drogi zostałyby zakorkowane. Samochody ciężarowe to nie tylko zwykłe tiry, ale chociażby również cysterny, którymi dowożona jest benzyna do stacji paliw. Trudno wyobrazić sobie lepszy sposób jej dowozu, co jest kolejnym czynnikiem przemawiającym na korzyść ciężarówek. Niektórzy dostrzegają tak wiele zalet tych samochodów, iż stają się ich prawdziwymi fanami...

Samochody ciężarowe mają swoich miłośników

Nie tylko w Ameryce samochody ciężarowe biją na głowę swoją popularnością niejeden pojazd. Nawet Elvis Presley był ich miłośnikiem, a w niejednym filmie akcji odegrały kluczową rolę. Również w Polsce znajdziemy wielu ich fascynatów. Czasem organizowane są zloty fanów na których podziwiane są zabytkowe samochody ciężarowe. Tych nowoczesnych ciężarówek też nie brakuje. Wyróżniają się one ciekawym wyglądem i wieloma ulepszeniami. Być może podział na przeciwników i zwolenników tych pojazdów nigdy nie zginie, ale bez wątpienia samochody ciężarowe zawrócą w głowie jeszcze niejednej osobie.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Ciężarówki MAN

Autorem artykułu jest Olga Woronkowa



Będąc dostawcą globalnym i systemowym produktów i usług dla przemysłu, produkującym towary inwestycyjne, firma MAN ze swoimi 76 tys. pracownikami aktywnie działa w podstawowych dziedzinach, do których należą samochody ciężarowe, autobusy, usługi przemysłowe, maszyny drukowe, silniki diesla i inne.

Kompania MAN jest jednym z wiodących przedsiębiorstw samochodowych w Europie z rocznym obrotem około 16 mld euro. Oprócz produkcji pojazdów ciężarowych, do działalności MAN należy ogarniająca cały koncern sfera usług finansowych. W swoich podstawowych zadań koncern MAN zajmuje przede wszystkim wiodące pozycje, jak w technologiach, tak i na rynku. Spółka akcyjna MAN, znajdująca się w Monachium, wiąże razem strategiczny kierunek koncernu MAN.

Ten fakt, że ciężarówki MAN są tak popularne i uznane za najbardziej kupowane ciężarówki, nie jest przypadkowe. Wystarczy nazwać tylko dwie przyczyny, dlaczego MAN są tak popularne wśród kierowców. Po pierwsze, ciężarówki MAN z przebiegiem są dość tanie i z sukcesem konkurują z innymi producentami samochodowymi. Po drugie, ciągniki MAN są naprawdę ekonomiczne w eksploatacji. Najbardziej popularnymi samochodami ciężarowymi tej marki są trzy grupy samochodów, różniące się parametrami eksploatacji.

Ciężarówki MAN

MAN TGA

Do tej pierwszej grupy należą ciężarówki MAN, przeznaczone do dalekich przewozów ładunkowych w ciężkich pogodowych i drogowych warunkach. Samochody ciężarowe MAN tej grupy są idealne do przewozów międzynarodowych, a waga ładunku, który jest zdolny przewieźć MAN TGA sięga 50 ton.

Ciężarówki MAN

MAN TGM

Samochody MAN tej podgrupy należą do ładowności średniej klasy. W tym modelu producent postawił na design i komfort. Ciągniki MAN TGM wyróżniają się za wysoką ekonomicznością, bezpieczeństwem i komfortem dla kierowcy.

Ciężarówki MAN

MAN TGL

Te kompaktowe i ekonomiczne ciągniki MAN odznaczają się dużą manewrowością i niezawodnością. Oprócz tego, samochody MAN serii TGL są bardzo proste w wykorzystaniu i obsłudze. Tego dowodem jest fakt, że kompania Coca-Cola wybrała ten samochód do przewozu towarów od miejsca produkcji do punktów sprzedaży.

Komfort konstrukcyjnej serii ciężarówek TGL z kabiną C można odczuć już przy pierwszym siedzeniu w kabinie, mającą niską konstrukcję i wyposażoną w tylko jeden stopień pod nogi.

W wyposażeniu wnętrz kabiny przede wszystkim przyciąga wzrok wygodne siedzenie z klimatyzacją. Dla siedzeń, tak w wielkich, jak i w mniejszych kabinach, wykorzystuje się materiały wysokiej jakości, również jak w modelu TGA. Jeszcze jednym współczesnym elementem wyposażenia jest nowe uniwersalne urządzenie w wykonaniu Baseline, Baseline L i Highline, RK display którego pozwala na odczytanie informacji przy każdym trybie oświetlenia.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Avensis i Accord

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Przedstawiam subiektywny test porównawczy 2 samochodów z podobnej półki i wpodobnej cenie. Jak bardzo się różnią? Nie bardzo, ale jak to zwykle w życiu bywa: diabeł tkwi w szczegółach.

Jakiś rok temu miałem okazję pojeździć nową Toyotą Avensis. Jakoś w tym czasie nie było okazji nic o niej napisać. A może po prostu zapomniałem o tym samochodzie?

Uważam, że każda Toyota charakteryzuje się dwoma cechami. Po pierwsze jest dosyć niezawodna, a po drugie nudna. Bardzo nudna... Pewnie dlatego o niej zapomniałem. Obawiam się wręcz, że gdybym kupił ten samochód i postawił go u siebie na podjeździe, to następnego dnia poszedłbym do pracy na piechotę, bo po prostu umknęło by mi, że mam samochód.

Ale kilka słów o samym samochodzie. Był to egzemplarz napędzany silnikiem benzynowym o mocy niespełna 150 KM. Za mało. To znaczy do sprawnego przemieszczania się wystarczy, ale do niczego więcej.

Linia? Jak na Toyotę całkiem w porządku. „Mój” egzemplarz miał tzw. „pakiet chrom”, czyli chromowane obwódki wokół szyb i bardzo ładne czarno – srebrne felgi 17”. Wyglądał bardzo sympatycznie. Podobała mi się też opadająca linia dachu i malutkie ostatnie okienko (to było kombi). W środku też jest nieźle. Jak dla mnie to skrzyżowanie stylistyki Mercedesa i Renault. Nie widziałem tam wprawdzie żadnej rzeczy nawiązującej bezpośrednio do tych marek, ale takie właśnie odniosłem wrażenie. Jeździło się też całkiem nieźle. Pewnie 17” felgi miały na to wpływ. Moc była nieco za mała, ale na pewno znośna.

Skoro więc wszystko było „OK.”, to czemu się czepiam? Bo chodzi też o to, jak człowiek się w danym samochodzie czuje. Chodzi o czysto subiektywne wrażenia. Doznania z przejażdżki Avensisem były następujące: miałem wrażenie, że urosły mi wąsy i kapelusz. I nie chodzi bynajmniej o jakąś stylową panamę, tylko o zwykły polski kapelusz z lat 80-tych.

Właściciel tegoż pojazdu miał kilka miesięcy temu pewną przygodę z łosiem. Jemu samemu na szczęście nic się nie stało (właścicielowi, bo łoś poległ, czyli dostał za łażenie po szosie), natomiast Toyota poszła do kasacji. Niech jej ziemia lekką będzie... Człowiek musiał nabyć kolejny pojazd i tym razem kupił Hondę Accord.

Ten samochód ma również silnik benzynowy o mocy 150 KM, co oczywiście również jest za mało.

No cóż, muszę przyznać, że ten samochód jest dużo ładniejszy. Ni to elegancki, ni to sportowy. Może to tak zwana „sportowa elegancja”? Pod maską są dwie niespodzianki. Pierwsza z nich to belka usztywniająca kielichy amortyzatorów (bardzo dobrze), a drugą jest to, że silnika nie przykryto tak modnym dziś plastikiem. Tak więc, po podniesieniu maski mogłem powiedzieć: O! Silnik! Spodobało mi się to. I jeszcze te śliczne, chromowane klamki... Cudeńko.

W środku też jest bardzo dobrze. Deska jest „obfita” i w ogóle taka „po mojemu”. Drążek zmiany biegów wydaje się bardzo mały, ale idealnie trafia w rękę, nawet, gdy ma się ją na podłokietniku. Bardzo fajna jest kierownica – bo nieduża. Rewelacyjne są też fotele. Twarde i z dobrym trzymaniem bocznym.

Jazda jest przyjemna i nie za miękka. Mocy trochę za mało, ale wersja z dwustu konnym silnikiem chyba by mnie zadowoliła całkowicie.

Jeśli już miałbym się do czegoś czepiać, to zwróciłbym uwagę na to, że obwódki zegarów to pomalowany na szaro (srebrno?) plastik. Za te pieniądze obwódki (sztuk 3) powinny być chromowane i błyszczące. Ale przyznaję, że to jedyna rzecz, która mi się nie podobała.

No i jeszcze to „subiektywne odczucie”. Różnica jest taka, że jeżdżąc Accordem można czuć się jak całkiem miły gość z nieposkromionym apetytem na życie. Jeżdżąc Avensisem będziecie się czuli raczej jak skłócony ze wszystkimi prowincjonalny działacz PiS. Co wybieracie?

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

louis_cyphrae


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 10 kwietnia 2011

Ekobenz i ekodiesel

Autorem artykułu jest artelis+



Ekologiczne paliwa, ekobenz i elektryczne samochody a także ekodiesel. Czy rzeczywiście są tak ważne dla nas ? Dlaczego warto pomyśleć o ekologicznej jeździe ekodrivingu ?

Jak wiemy, postęp technologiczny coraz to bardziej przyśpiesza, mamy już rzeczy o których jeszcze kilka lat temu nawet nie myśleliśmy. Ba, nawet nie wiedzieliśmy że mogą się nam kiedykolwiek przydać. Ekologiczne samochody, najpewniej elektryczne bądź też napędzane wodorem lub helem a nawet dwutlenkiem węgla przerobionym na benzynę, to przyszłość motoryzacji. Kwestią czasu jest tylko wyczerpanie się zapasów ropy. Wtedy już nic nam nie pomoże. Ale na szczęście odpowiednie osoby już zainteresowały się przyszłościowymi rozwiązaniami. Wszystko wskazuje na to że samochody przyszłości będą napędzane elektrycznością. Jedyne co jeszcze potrzeba to poprawić osiągi akumulatorów i dostosować parkingi do możliwości ładowania baterii. Czyste miasta, brak smogu, brak dwutlenku węgla, same zalety. Mniejsza moc i prędkość idealnie wystarczą na wygodną jazdę po mieście. Przełomem może być też ekobenz na rynku. Paliwo pozyskiwane z dwutlenku węgla w cenie produkcji 0.40 zł za litr. Jazda po mieście stanie się wtedy bardzo tania. Każdego z nas dotyka problem drogiej benzyny, jest na to sposób. Technologia jest już opracowana firma szuka jedynie inwestora. Aby pokryć zapotrzebowanie Polski na benzynę wystarczyłoby ok 600 takich zakładów. Przy czym zarobić jeszcze możemy na zmniejszonych emisjach dwutlenku węgla i sprzedaży pakietów emisyjnych. Zastanówmy się przez chwilę w którym kierunku zmierza nasze życie i jaki ciężar ekologiczny chcemy zostawić następnym pokoleniom.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 5 kwietnia 2011

Tuning silnika podstawy wiedzy

Autorem artykułu jest kamil romaniuk



Cel przeróbek tuningowych silnika może być różny:
-zwiększenie mocy silnika,
-uzyskanie określonego przebiegu krzywej momentu obrotowego silnika,
-przygotowanie do udziału w imprezach sportowych,
zmniejszenie zużycia paliwa.

Jak widzimy cele tuningu mogą być różne, nie zawsze tylko moc jest najistotniejszym parametrem, i w związku z tym różne będą zmiany konstrukcji silnika, które należy zastosować. Nie zapominajmy jednak, że silniki poszczególnych modeli samochodów w tej samej klasie znaczenie różnią się między sobą konstrukcją i osiągami, co powoduje konieczność indywidualnego podejścia do tuningu posiadanego auta.

W tym momencie możemy zastanowić się, dlaczego fabryki samochodów zostawiają większe lub mniejsze rezerwy osiągów silnika i jakie jest uzasadnienie decyzji o przeprowadzeniu tuningu silnika?

Otóż jest kilka przyczyn takiego stanu rzeczy. Przede wszystkim samochody są wyrobem produkowanym masowo i konstrukcja, jak i technologia dostosowana jest do takiej produkcji przy ścisłych rygorach ekonomicznych. We współczesnej wytwórni samochodów w ciągu jednego roku jeden pracownik wytwarza około 50. pojazdów. Dla porównania przy produkcji tradycyjnej, co jest stosowane w nielicznych, małych firmach produkujących w znikomych ilościach samochody często unikatowe (np. firma Morgan), jeden pracownik wykonuje do 4. egzemplarzy rocznie. Przy produkcji masowej współczesnego auta unika się więc wszelkich prac wymagających dopasowywania i obróbki ręcznej, a konstrukcja elementów dostosowywana jest do ekonomicznej technologii często właśnie kosztem osiągów. Jako przykład można podać żeliwne, odlewane kolektory wydechowe, które posiadają zwykle niezbyt korzystny kształt i niskiej jakości powierzchnię wewnętrzną przewodów.

Duże rezerwy mocy wynikają też z celowego zaniżania osiągów silników przez producenta, np.: ze względu na przepisy podatkowe obowiązujące w danym kraju. Przykładem mogą być silniki benzynowe Volkswagena osiągające zaledwie 75 KM z pojemności 1600 ccm. Inne rezerwy wynikają z konieczności spełnienia przez firmy wysokich norm ekologicznych w badaniach homologacyjnych samochodów. Dążenie do konstruowania silników o wysokich parametrach ekologicznych jest na pewno ze wszech miar chwalebne, ale odbywa się to kosztem ekonomiczności i osiągów silnika.

Powyższe względy powodują, że produkuje się obecnie wiele modeli samochodów o niedużej, stosunkowo do pojemności skokowej, mocy silnika. Uważam, że przy obecnym natężeniu ruchu samochody, które nie dysponują przyspieszeniami poniżej 15 sekund do 100 km/h są niebezpieczne i mogą stwarzać zagrożenie szczególnie podczas wykonywania manewru wyprzedzania.

ZASADY TUNINGU SILNIKÓW

Podejmując decyzję o przeprowadzeniu tuningu silnika warto kierować się kilkoma zasadami. Przygotowując samochód do udziału w imprezach sportowych tuning silnika jest właściwie koniecznością. Określając w takim wypadku zakres przeróbek kierujemy się przede wszystkim regulaminem technicznym imprezy, w której będziemy startowali; określa on w sposób szczegółowy jakiego rodzaju modernizacje są dozwolone i należy je wykorzystać maksymalnie.

Przy przeróbkach samochodów turystycznych (do codziennej jazdy na drogach) orientacyjnym wskaźnikiem pozwalającym wnioskować o rezerwach mocy w silniku jest moc jednostkowa, określająca ile KM przypada na 1 litr pojemności skokowej silnika:

- silniki wolnossące o mocy jednostkowej około 50 KM/1000 ccm i poniżej - mają bardzo duże rezerwy mocy, doskonale nadają się do tuningu,

- silniki posiadające moc jednostkową powyżej 70 KM/1000 ccm są fabrycznie "wysilone"; tuning tych silników jest trudniejszy, a czasami mało efektywny.

Przeciętne silniki wyczynowe wolnossące charakteryzują się mocą jednostkową od 100 do 150 KM/1000 ccm.

Przystępując samodzielnie do modernizacji silnika należy pamiętać o dwóch istotnych zasadach:

- musimy wybrać jakąś metodę weryfikacji skuteczności poszczególnych przeróbek,

- zmiany najlepiej dokonywać "po jednej", każdorazowo sprawdzając czy osiągnęliśmy poprawę, czy pogorszenie charakterystyki.

---

Kamil Romaniuk

http://mojehobby-roman.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl